sobota, 26 marca 2016

Sakura-zensen, czyli front kwitnienia wiśni.

Jak doskonale wiemy od niedawna Japonia okraszona jest iście pięknymi kolorami we wszelakich odcieniach bieli i różu. To nic innego jak Hanami! Dlatego właśnie dzisiejszy post będzie o wiśni.

Sakura (桜) - to ozdobne drzewka wiśniowe, które cieszą się dużą popularnością w Japonii. Są one nieodłącznym i rozpoznawalnym symbolem, który oznacza ulotność i piękno. Występuje w powieściach, na obrazach, kimonach i innych elementach dekoracyjnych. Sakura to również imię żeńskie, tytuły wielu piosenek a także kojarzona jest z samurajem.  
Posiada wiele odmian, ale tą najbardziej popularną jest Somei Yoshino (nazwa pochodzi od dawnej wioski Somei - obecnie dzielnica Tokyo o nazwie Toshima) - jej kwiaty mają kolor blady o lekkim zabarwieniu pudrowego różu. Utrzymują się około tygodnia, po tym czasie, za nim rozwiną się liście płatki opadają.. Stąd też wrażenie, że drzewa są całe białe. 

Innymi również pokaźnymi odmianami są:
- Yae-zakura - posiada ogromne kwiaty z różowymi płatkami.
- Shidare-zakura - tzw. "płacząca wiśnia". Jej łodygi opadają na dół. Coś podobnego do naszej wierzby płaczącej. 

HANAMI to wieloletnia tradycja podziwiania oraz piknikowania wśród kwitnących kwiatów wiśnie oraz śliwy. Mówi się, że ową celebrację rozpoczęto w okresie Nara (710-794) - wtedy to, podziwiano tylko kwiaty Ume (śliwy). Okres Heian (794-1185) dopiero zapoczątkował kwitnięcie wiśni. Hanami=Sakura. Od tego czasu zarówno waka jak haiku kojarzone były tylko z wiśniami. Wtedy jeszcze popularne było to tylko na dworze cesarskim, później zaś wśród samurajów i na samym końcu zachwycać się mogli również tym pięknem zwykli ludzie (okres Edo). Owy okres Japończycy spędzali pod drzewami sakury oraz ume pijąc sake, spożywając posiłki i bawiąc się w gronie bliskich. 
Co roku Japońska Agencja Meteorologiczna prognozuje okres kwitnięcia wiśni. Zaczynając od Okinawy, która początkuje jeden z piękniejszych okresów, i kończąc na... Hokkaido. Chyba Was tą informacją nie zaskoczyłam, co? ;> Kronika Nihon Shoki (日本 書 紀) mówi, że już w III wieku naszej ery odbywały się festiwale. 

Kwiaty wiśni w Japonii możemy znaleźć wszędzie. Czy to szkoła, czy miejsce pracy, czy dom, czy park - bez różnicy. 

Sakura kojarzona jest z chmurami, ponieważ rozkwita masowo w pokaźnym efekcie. Są aspektem japońskiej tradycji, która jest często związana z Buddyzmem. Symbolizują ulotność, piękno, zmienność, śmiertelność. Często Sakure możemy spotkać w anime, mandze, opowieściach, na spektaklach muzycznych etc. (jak już wyżej wspomniałam). Podczas II WŚ Sakura malowana była wykorzystywana do motywowania Japończyków oraz wskrzeszania u nich nacjonalizmu i militaryzmu. 


CIEKAWOSTKA: W 1912 roku Japonia podarowała USA ponad 3000 drzewek wiśniowych na znak umocnienie ich relacji oraz przyjaźni. Owe drzewa możemy spotkać w Waszyngtonie. 

Post się spodobał? Koniecznie dajcie znać! :D

wtorek, 22 marca 2016

Jak to jest być obcokrajowcem w Azji

Długo trwało zanim zebrałam myśli w wystarczająco dobre słowa, niemniej jednak jeżeli lubicie poważne posty to to na pewno nie jeden z nich. Ten felieton powstał pół żartem, pół serio i dotyczy czegoś bardziej mi osobistego. Podobno własne przeżycia łatwiej ubrać w treść, bo przecież dokładnie się wie, co się czuję. Moim zdaniem nie do końca, bo granica pomiędzy wylewaniem uczuć, a tekstem, który ma sens jest cienka i mam nadzieję, że jej nie przekroczyłam.

Światem od dawien dawna rządzą stereotypy. Jeszcze zanim kogoś poznamy jako wzrokowcy oceniamy jaka ta osoba może być. Podobno wystarczy kilka sekund, żeby wyrobić sobie zdanie o danej osobie.  Nie mniej dotyczy to koloru skóry i narodowości. Każdy z nas tego doświadcza, będąc na wakacjach, tak po prostu zagranicą, czy nawet w Polsce. Nie da się tego uniknąć przeprowadzając się z Europy Środkowej do dość odległej Azji południowo- wschodniej, na Tajwan.  Trzeba jednak nadmienić, że czasami nie jest to zjawisko wyłącznie negatywne i ma też pozytywne skutki. Różnice kulturowe pozwalają nam przecież lepiej siebie nawzajem zrozumieć i nauczyć się czegoś nowego.

Ten schemat dostosowywania się do nowych realiów choć bazuje na przykładzie Australii, pasować będzie do każdego innego kraju. Im bardziej inny pod względem kulturowym jest kraj, gdzie się przeprowadzamy, tym większy szok kulturowy. Są rzeczy do których trzeba po prostu przyzwyczaić i dokładnie tak samo było ze mną.

Tajwańczycy to niezwykle ciepli ludzie i zawsze będą się starać pomóc, nawet jeżeli nie mówimy po chińsku, a ich angielski też nie jest najlepszy. Ciężko było mi się jednak nie czuć dziwnie przez pierwsze kilka tygodni czując na sobie nieustanne spojrzenia. Ciekawość względem kogoś, kto wygląda inaczej jest naturalna, ale dla mnie było to bardzo niekomfortowe. Z czasem jednak da się to ignorować i nawet obecnie to dla moich tajwańskich znajomych jest bardziej intrygujące dlaczego ludzie się patrzą niżeli dla mnie samej.  Obcy ludzie machający z daleko na powitanie i krzyczący "hello" nadal się zdarzają, a już wyjazd na tajwańską prowincję z góry zakłada, że będzie się atrakcją dnia. Jest to może w odczuciu dość nieprzyjemne, ale warto mięć w pamięci że to zwykła życzliwość i ciekawość.

Zarówno tutaj na Tajwanie, jak i będąc w Korei najczęściej zadawanym pytaniem jest czy jestem Amerykanką. Skąd takie przekonanie? Najbardziej opłacalną pracą, zwłaszcza bez znajomości języka jest nauczanie angielskiego. Szczerze mówiąc nawet znając język nie jest łatwo obcokrajowcom znaleźć inną pracę, przy dobrych warunkach finansowych. Zatrudniając osobę do nauki języka angielskiego większość szkół do tej pory wymagała, aby język angielski był ojczystym językiem potencjalnego nauczyciela.  Wszystko w trosce głównie o odpowiedni akcent. Spowodowało to, że w większości z takich ofert pracy korzystali Amerykanie. Doprowadziło to w pewnym sensie do stereotypu "białego człowieka" jako nauczyciela angielskiego, który pochodzi z Ameryki. Lata świetności kiedy można było w ciemno szukać pracy jako nauczyciel angielskiego nadal trzymają się na Tajwanie, choć zaostrzono kryteria, świetnie rozwijają się w Chinach, ale Korea się zbuntowała. Od wielu osób słyszałam, iż obecnie preferuje się Koreańczyków, którzy przebywali na emigracji, jako nauczycieli języka.
O dziwo po wyprowadzeniu z błędu, że pochodzi się z Europy, wielu Tajwańczyków słyszało o Polsce, albo wie gdzie jest nasz kraj (bardziej dokładnie wiedzą, że Polska to ten kraj koło Niemiec i Rosji.). W Korei było bardzo podobnie, za wyjątkiem stwierdzenia w pierwszej kolejności, że jak nie Amerykanka, to za pewne pochodzę z Rosji. Moim zdaniem ma to głownie podłoże w dużej ilości napływowych turystów, właśnie z Rosji, a już na pewno nie jest to nic obraźliwego. 


Na pewno warto mieć przygotowane odpowiedzi na zestaw również innych pytań, które pojawiają się zawsze. Im więcej mówi się po chińsku, tym bardziej będzie drążony temat. Bez względu jednak na umiejętności językowe, Tajwańczycy jako z natury ciekawi, nie omieszkają wypytać się nas o kilka podstawowych spraw a mianowicie jak długo jesteśmy na Tajwanie, jak długo planujemy zostać, dlaczego Tajwan, czy nam się podoba itp. Dziewczyny na pewno zostaną zapytane czy mają chłopaka Tajwańczyka lub czy podobają im się Tajwańczycy ogólnie. Tak jest prawie za każdym razem, każda nowa osoba przeprowadzi owy rytualny kwestionariusz, który na początku sprawiał, że czułam się nieco jak na przesłuchaniu. W związku z tym że mieszkam w pobliżu swojego uniwersytetu, który słynie z posiadania w swych szeregach zagranicznych studentów czy to z wymiany, czy to takich jak ja, którzy postanowili tutaj się uczyć, wiele osób bierze też za pewnik, że tam studiuje, skoro nie uczę angielskiego. Skłania mnie to do refleksji, że Tajwańczycy mają bardzo logiczny, aczkolwiek prosty tok rozumowania, jeżeli chodzi o obcokrajowców.

Kolejną bardzo specyficzną kwestią jest słyszenie, jako że nasz chiński jest taki świetny, nawet w momencie kiedy nie jest to do końca zgodne z prawdą. Mimo, że napewno wyjazd tutaj przyśpieszył naukę, nadal nie uważam abym mówiła wystarczająco dobrze. Niemniej jednak sama próba mówienia po chińsku przyjmowana jest z niezwykłym entuzjazm. Bardzo chętnie też Tajwańczycy pomogą nam w nauce, a jeszcze chętniej przyjmą pomoc w nauce angielskiego. Taka przyjacielska wymiana językowa to na prawdę jedna z przyjemniejszych form szlifowania języka.

Komplementowanie nie ogranicza się wyłącznie do języka, ale do wyglądu czy otwartości. Z czystym sumieniem muszę stwierdzić iż Tajwańczycy pomagają się zaaklimatyzować i podbudować pewność siebie, bo ich nastawienie jest zupełnie inne. Ta bijąca od nich pozytywna energia jest zaraźliwa i na pewno uczy cieszyć się z małych rzeczy. Mnie osobiście zaskoczyło też bardzo pytanie gdzie nauczyłam się jeść pałeczkami, gdyż wielu Tajwańczyków nie zdaje sobie sprawy, że my coraz częściej korzystając z azjatyckich restauracji, całkiem nieźle opanowaliśmy tą sztukę.

Posiadając lokalnych znajomych, często jest się zapraszanym żeby zjeść razem lunch, bo jedzenie samemu jest takie smutne lub też aby razem gdzieś wyjść. Będąc obcokrajowcem, Tajwańczycy będą się starać z całych sił abyśmy poznali miasto, miejsca gdzie dobrze zjeść i żebyśmy nie czuli się samotni. Uczelnia także organizuje wiele integracyjnych imprez dla zagranicznych studentów oraz pozbliża lokalne tradycje.

Przyjazność i chęć pomocy Tajwańczyków, często może wprawiać w zakłopotanie. Doskonałym przykładem jest zapytanie się kogoś o drogę. Najprościej byłoby po prostu wytłumaczyć jak dotrzeć w dane miejsce i po problemie. Tutaj w Kaohsiungu wiele lokalnych mieszkańców z troski, że się zgubimy, otwarcie zaproponuje że nas tam zabierze. Nie jest to jednak powszechne na całej wyspie. W czasie pobytu w Tajpeju raczej słyszałam że w dobie XXI wieku i Google maps, mogę sama sprawdzić drogę. Niektórzy zapominają, że Wi-Fi nie takie ogólnodostępne. W Korei głównym problemem jest mimo wszystko obawa mówienia w języku angielskim i ten ciążący nad nimi perfekcjonizm.  Mimo wszystko nigdy nie zostałam bez pomocy w potrzebie.


Kolejną najczęstszą prośbą jest ta o zrobienie zdjęcia. Tajwańczycy w życiu nie odmówią, nawet jeżeli nie są do końca na bierząco jeżeli chodzi o telefony, czy aparaty. Wystarczy im pokazać co przycisnąć i tyle. Sami także uwielbiają robić zdjęcia zawsze i wszędzie. Z czasem bardzo to doceniłam i przyznam im racje, że zdjęcia to utrwalenie naszych wspomnień. Początkowo było trochę dziwne dla mnie czekać z jedzeniem, bo najpierw trzeba zrobić zdjęcie. Stworzenie telefonu, który w nazwie modelu ma "selfie" wydaje się bardzo Tajwańskie, ale Asus na pewno wiedział co robił.
Będąc obcokrajowcem tutaj nie da się uniknąć zdjęć, przy każdym spotkaniu, mało tego zdarzyło mi się kilka razy na ulicy być poproszonym o wspólne zdjęcie przez kompletnie obcą osobę. 

Kolejną rzeczą do której początkowo ciężko przywyknąć jest jedzenie na mieście, gdyż gotowanie w domu jest bardzo nieopłacalne i nie dostępność szeroko pojętych dań kuchni zachodniej. Niedostępność to za duże słowo, bo restauracji jest bardzo dużo, zwłaszcza włoskich. Trzeba być jednak gotowym na nieco inny, bardziej tajwański smak dań. Tęskniąc za domowym jedzeniem, czasami po prostu ciężko jest znaleźć jakikolwiek odpowiednik. Wyjątek stanowią pierogi, lub miejsca gdzie właściciele sami są obcokrajowcami i sprowadzają oryginalne składniki. Niestety ceny w takich miejscach, są zdecydowanie wyższe. 
Każdy kraj ma zwyczaje, które dla osób obcych wydają się dziwne. Dla mnie tutaj także początkowo wiele rzeczy wydawało się irracjonalne, ale to już materiał na kolejny post. Myślę, że kluczem do czucia się tu dobrze jest bycie otwartym na otaczające nas możliwości i czerpanie z tego co dobre. Znam przypadki osób, które wyjechały i są nieszczęśliwe, zamknięte w swoim świecie wysokich oczekiwań, które zamiast czerpać z nowego miejsca, wolą wyłącznie oceniać. Takie nastawienie nie ma sensu i z góry skazane jest na porażkę. Nie zalecam ślepego uwielbienia, bo na pewno powstanie post o tym wszystkim co może denerwować, ale nie warto pracować za "lożę szyderców", ponieważ omija nas w ten sposób wiele możliwości. Być może emigracja nie jest dla wszystkich i nie każdy potrafi się dostosować, ale moim zdaniem warto zaryzykować i jeżeli jest możliwość spełniać marzenia. 

  






sobota, 19 marca 2016

Życie japońskiego studenta.

Jak wyglądają studia w Polsce chyba każdy się orientuje? "Studencki" wolny czas pożytkowany jest na wiele różnych sposobów, ale zaraz... jak to jest w Japonii? W Internecie znajdziecie dużo przydatnych informacji na temat japońskiego liceum czy podstawówki. Poznacie ich system (dosyć rygorystyczny) oceniania, przedmioty, których się uczą, dowiecie się kiedy młodzi Japończycy mają wakacje. Ja dzisiaj pragnę Wam przybliżyć temat japońskich studentów. Post nie będzie grzeszyć długością, ale myślę, że znajdziecie w nim wiele przydatnych informacji.


W Japonii normalnością jest dojeżdżanie do szkoły metrem i mimo to, że ich "kolej" jest na wysokim poziomie rozwinięta oraz komfortowa, taka podróż potrafi trwać 2 godziny, a czasem nawet więcej - i tak codziennie. Osobiście ich podziwiam, ponieważ wstanie o 6 rano jest dla mnie katorgą, a zwłaszcza, gdybym musiała tak daleko dojeżdżać. Nie muszę dodawać, że kładą się spać o 23/24 (nie zawsze i nie wszyscy)? I tu Was zadziwię (albo i nie) - studenci też zapisują się do kół naukowych! Często na nudnych wykładach można spotkać przysypiających studentów, aczkolwiek ludzie starają się unikać drzemek. Prawdopodobniej szkoły publiczne są mniej stresujące od prywatnych. Doskonale wiecie jak w Japonii wygląda "wyścig szczurów" odnośnie dostania się na uniwersytet i to nie byle jaki tylko prestiżowy. Wielu młodych Japończyków popada w depresje, a nawet popełnia samobójstwo z powodu odrzucenia ich podania przez uczelnię. I teraz po raz drugi Was zadziwię - tu opisałam Wam tylko tych bardziej ambitnych i zdolniejszych studentów!

Czy Japończycy to pracowity naród? Wiele osób powie, że tak, ale ja mogę obalić ową tezę wieloma kontrargumentami. Typowy stereotyp, który nie powiem, że nie, ale tylko po części jest prawdą, więc... czy myślicie, że wszyscy japońscy studenci traktują studia "na serio"? Błąd. Często wykorzystują "swawole" i wolność na maksa. Japan Times w swoim artykule ukazał statystyki Uniwersytetu w Tokyo, które widocznie pokazywały, że Japończycy uczą się gorzej od młodzieży z Ameryki! Często studenci całe wykłady przesypiają albo odpływają myślami będąc, gdzieś dalej... tam gdzie zachodzi słońce.


Jak Japończycy spędzają swój wolny czas? Imprezując, grając w gry komputerowe, spotykając się na zakupy z przyjaciółmi etc., a czasami pracując. Zdarza się i tak, że studenci z tych bardziej prestiżowych Uniwersytetów swój czas spędzają na douczaniu młodzieży licealnej - coś jak korepetycje. Inni zaś, mowa o sportowcach, całą swoją energię oraz siłę, wkładają w treningi. Myślę, że to podobnie jak u nas, w Polsce. Nie zapominajmy, że każdy jest człowiekiem.

Duży wpływ wywiera zmiana otoczenia. Załóżmy, że naszym "przysłowiowym" studentem będzie Hiroki, który przeprowadził się z japońskiej wsi do olbrzymiej metropolii zwanej Tokyo. Tak jak w Polsce, tak i Japonii i na wsi, i w mieście jest inna mentalność. Hiroki zaczynając zajęcia o 9 rano widzi zblazowanych ludzi jadących w metrze, którzy o wiele mniej się uśmiechają. Wracając napotyka bezdomnych żebrzących o kilka yenów na najtańszy alkohol i w tym momencie kołata się z myślami, czy dobrze zrobił? Przecież tak ciężko uczył się w liceum, tyle starań włożonych w to wszystko.. tylko po to, by tak skończyć? Aż w końcu poznaje przyjaciół z różnych zakątków swojego ojczystego kraju. Pierwszego dnia sumiennie przetrwał wszystkie wykłady. Znajomi zachęcają go na jedno piwo. Ta, na jednym się to nie kończy. Hiroki czuje się cudownie.. Czuje, że odżył. Ta forma "rekreacji" zaczyna przypadać mu do gustu, aż w końcu się w tym zatraca. Życia na uczelni nie bierze na poważnie. Jaki jest morał z tego? Zaraz zobaczycie.

Niestety, albo i stety... Japońskie firmy, gdy prowadzą rekrutacje na dane stanowisko dokładnie wertują wszelakie papiery należące do składających podanie o prace. Dla nich nie istotne jest jaką uczelnie ukończył kandydat. Największą uwagę zwracają na wyniki w nauce, certyfikaty, ukończone kursy, odbyte praktyki, znajomość języków.

Często studenci lubią zapisywać się do tzw. "mocnych" klubów/kół, hmmm. dajmy na przykład, sportowych. Zdarza się tak, że treningi pokrywają się z zajęciami uczelnianymi - przez co dużo młodych talentów rezygnuje z uczestnictwa w klubie, po to, aby nie zawalić roku. Jeśli koła jest renomowane, silne i mocne - potrafi dobrze dopieścić swoich podopiecznych. Często klub podnosi kwalifikacje swoich wychowanków, co ułatwia im szukanie pracy. Zdarza się tak, że firmy mają podświetlone na żółto ich podania. Takie osoby mają pierwszeństwo.

Na salach wykładowych często mieści się po 400 osób, ale raczej Was to nie zdziwiło. Często puszczane są listy obecności, ale przy takiej frekwencji łatwo oszukać wykładowce i podpisać się za kogoś - wielu studentów to praktykuje. Egzaminy? Prawdopodobnie są łatwiejsze od tych licealnych. Bywa i tak, że studenci na zaliczenie mają przynieść tylko referat. Ale, czy myślicie, że wykładowca będzie czytać te 400 wypracowań?

Ale nie tylko picie, imprezowanie, granie w gry to zajęcie studentów. Wielu studia nazywa "przerwą wiosenną", którą wykorzystują na zwiedzanie świata - jak dla mnie, coś pięknego! Są ochotnicy, którzy działają charytatywnie.

Wszystko się zmienia - poglądy, życie, polityka, pory roku. Pamiętajcie, aby wziąć artykuł z przymrużeniem oka. ;) Nie wszyscy tacy są. Starałam się opisać większość przypadków.

Dajcie znać, czy post się spodobał?




niedziela, 13 marca 2016

Japońskie jedzenie w Japonii vs. japońskie jedzenie w USA.




Zastanawialiście się, czy japońskie jedzenie w USA jest autentyczne i pochodzi z Japonii? Poniżej poznacie listę zamerykanizowanych potraw.

Artykuł pochodzi ze strony Wasabi - relacja Japończyka studiującego w USA.

W Hollywood Boulevard można spotkać naprawdę wiele restauracji, barów, knajpek w stylu japońskim, które serwują tamtejsze jedzenie, ale czy przypomina ono chociaż trochę prawdziwe sushi?

1. Sushi vs. California Rolls.

Jak doskonale wiemy sushi składa się z SUROWEJ ryby oraz ryżu, którym towarzyszą wodorosty (mniam) i wasabi. Mówiąc szczerze - nic więcej nie jest już potrzebne. Ta iście japońska potrawa wyróżnia się prostotą, ale za to jaką "smaczną".

California Rolls - to zrolowane awokado, krab (bardzo rzadko daje się go) z chrupiąca panierka oraz innymi dodatkami typu musztarda. Co ciekawe, autor artykułu znalazł je w chińskiej restauracji serwującej japońskie potrawy.

W San Francisco serwowane jest Sushirrito. To nic innego jak połączenie sushi z burrito.



2. Matcha vs. Green tea.

Matcha (抹茶) a zielona herbata latte to dwie inne rzeczy. Matcha w Starbucks to nie matcha - "pic na wodę fotomontaż". Bez mleka, bez cukru, bez bitej śmietany, bez dodatków lodów i ozdób na wierzchu napoju. Prawdziwy smak jest bardzo gorzkawy (to fakt), często sami Japończycy nie mogą znieść smaku goryczy. Reasumując, jeśli zielona herbata jest słodka - to nie jest na pewno matcha.

3. Czy Ramen jest naprawdę japoński?

Nowy Jork, Los Angeles, Boston i wiele innych większych miast posiada pełno knajpek z ramenem. W Japonii znajdziemy budki, restauracje etc. z ową potrawą na wyciągnięcie ręki. To niewątpliwie jeden z charakterystycznych elementów w Japonii. Amerykańskie ramen jest podobne w smaku do japońskiego, aczkolwiek w USA ludzie żyją w przekonaniu, że potrawa jest ich dziełem. Często wchodząc do knajpki zostaniesz powitany słowami: "Czy wiesz, że ramen nie pochodzi z Japonii?". Mimo, że Japończycy są ekspertami w tworzeniu owego dania.... muszę Was rozczarować.. Ramen pochodzi z Chin.



4. Teriyaki vs. Teriyaki bowls.

Budek z Teriyaki na "amerykańskich" ulicach znajdziemy o wiele mniej niż tych z ramenem. Nie zapomnijmy, że teriyaki to jedna z tradycyjnych japońskich potraw, którą osobiście polecam. Zadaniem autora tekstu owa potrawa wydaje się być bardziej popularna a USA niż w Japonii! Teriyaki nie zawsze musi składać się z kurczaka. Na zdjęciu widzimy wersję: Yellowtail Teriyaki - często gotowane w tradycyjnym japońskim domu. 

Teriyaki, w zasadzie, nie jest nazwą potrawy tylko techniką gotowania stosowaną w kuchni japońskiej - pieczone, grillowane potrawy z dodatkiem sosu sojowego, sake oraz cukru. 



Teriyaki bowls w ameryce to ... FAST FOOD





Długo mnie tu nie było, wybaczcie. Mam dużo na głowie, ale jakieś pomysły na posty są! ;) Mam nadzieję, że wpis Wam się podoba. Koniecznie dajcie znać w komentarzach! <3

poniedziałek, 7 marca 2016

Food paradise czyli co zjeść odwiedzając Tajwan

W wielu rankingach miejsc gdzie warto pojechać ze względu na jedzenie Tajwan zajmuje pierwsze miejsce i przez wielu nazywany jest rajem pod względem właśnie jedzenia. Na pewno Was to dziwi, w końcu to taka mała wyspa i na pewno inne kraje mają więcej do zaoferowania. Tajwan może jest mały, ale ciężko tutaj nie oszaleć na punkcie jedzenia. Ta wyspa łączy w sobie tak wiele wpływów azjatyckich, a w porównaniu do Japonii czy Korei, jest po prostu taniej. Jedzenie tutaj można znaleźć dosłownie prawie wszędzie, jest to także ulubiony temat wśród znajomych. Na dowód jak cudowne to miejsce powstał ten właśnie tekst, ze zdjęciami dań wartych uwagi. Postaram się Wam przybliżyć nieco jedzenie na Tajwanie oraz to co po prostu trzeba spróbować będąc tutaj. Na prawdę niebo w gębie.

Kultura jedzenia "na mieście"

Tajwańczycy lubią jeść, ale nigdy nie samemu. Preferowane są wspólne wyjścia w gronie znajomych czy rodziny. Dań zamawia się więcej, a następnie tak jak w Chinach dzieli z towarzyszami posiłku. Moim zdaniem jedzą też dość często. Zaczynając od śniadania, poprzez lunch, przekąskę, obiad, deser, a kończąc na tzw. "midnight snack", czyli czymś drobnym bardzo późno wieczorem. Wiele lokalnych punktów gastronomicznych jest otwartych 24 h na dobę, więc nawet w środku nocy można spokojnie zjeść. Z drugiej strony większość restauracji pomiędzy porą lunchu, a obiadu robi sobie przerwę i zamyka lokal na 2 godziny (15:00-17:00). Kolejną specyficzną sprawą jest brak napojów w typowo lokalnych miejscach, gdyż Tajwańczycy popijają to co jedzą zupą, jeżeli jest dostępny napój to jest to zazwyczaj zimna herbata. Tajwańczycy jedzą pałeczkami i łyżką, tak jak we wszystkich krajach azjatyckich, z tym że na wyspie można spotkać wszystkie rodzaje pałeczek, metalowe koreańskie, drewniane japońskie oraz plastikowe chińskie. 

Za zamówiony posiłek płaci się częściej przed jedzeniem, ale to na prawdę zależy od właściciela. Menu w języku angielskim, to bynajmniej w Kaohsiung'u wielka rzadkość, więc czasami lepiej mieć ze sobą przewodnika, który wytłumaczy co jest czym.  Wiele jest także restauracji typu "płacisz raz, a jesz ile chcesz". Jaki jest trik? Wejście ograniczone jest czasowo. 

Tajwańskie śniadanie

Śniadanie w przeciwieństwie do nas Tajwańczycy jedzą poza domem lub zwyczajnie kupując po drodze do szkoły, pracy coś na wynos.
 
To nie jest nutella, tylko pasta z czerwonej fasoli :D 
 Najpopularniejszy wybór to tego typu kanapki w połączeniu z mleczną herbatą. Chleb jest zupełnie inny niż ten znany nam z domu, taki słodki, tostowy. To jedna z przyczyn dla których rzadko jem śniadanie. 
 
Popularne są też wszelkiego rodzaju placki, naleśniki czy faszerowane omlety. Tajwańczycy nie kładą nacisku na to, aby śniadanie było zdrowe i pożywne. To tylko szybka przekąska przed lunchem. 
"Coffin bread" czyli coś na wzór francuskiego tostu, tyle że z taką jakby zupą krem w środku. Regionalny przysmak z Tainanu. 

Co trzeba spróbować będąc tutaj

To moja prywatna lista tego co trzeba zjeść. Pragnę Wam przy okazji przedstawić to co najpopularniejsze, najsmaczniejsze. Jedzenie to wystarczający powód żeby pokochać Tajwan.

1. Owoce morza i ryby w każdej postaci
Tajwan to miejsce słynące z świeżych owoców morza, a targi rybne pełne są często jeszcze żywych połowów. Nic więc dziwnego, że zwłaszcza na południu są one powszechne w diecie Tajwańczyków. Tym razem pozwolę zdjęciom mówić samym za siebie.
Warto wspomnieć o specjalnym gatunku ryby zwanej mleczną, która ma bardzo delikatny smak i po prostu rozpływa się w ustach.
 
Tajwan to także jeden z większych producentów suszonych owoców morza.
2. Wołowa zupa z makaronem
Zupa wołowa z makaronem została stworzona przez ludzi Hui (chińską, muzułmańską mniejszość etniczną) podczas dynastii Tang w Chinach. Czerwona duszona wołowina w zupie z makaronem została rozpowszechniona na Tajwanie przez weteranów z Kaohsiung'u, którzy uciekli z Chin w czasie wojny domowej.

3. Smażony makaron
Z każdego rodzaju mięsem lub owocami morza i  lub warzywami. Idealny na lunch. Jedno z moich ulubionych dań. Czasami trzeba uważać, gdyż raz zdażyło mi się zmówić smażony makaron z kaczką i w mięsie były kości.
Zawsze można wybrać też wersję z zupą.  W tym przypadku to jagnięcina.

4. Smażony ryż
Zazwyczaj podawany ze smażonym jajkiem, do tego warzywa, owoce morza lub mięso, tylko że drobno pokrojone. Zagadką dla mnie jest dlaczego porcje smażonego ryżu są zawsze takie ogromne.


5. Wszelkiego rodzaju pierogi

Tajwan to zdecydowanie pierogowy raj. Kupowane na sztuki w pierogarniach są idealne o każdej porze dnia. Są kilka rodzajów pierogów.
Znane nam w Polsce pierogi gotowane w wodzie czyli 水餃. Mój ulubiony farsz to ten wieprzowo- kapuściany.
Pierogi gotowane na parze. Specialnością tajwańską są 小籠包, czyli pierożki gotowane na parze, które oprócz nadzienia mają w środku odrobinę zupy. 
 Zwykłe chińskie 包子, czyli duże pierogowe buły gotowane na parze.
Czasami są niczym dzieła sztuki i aż żal jeść, tak uroczo wyglądają.
Smażone pierogi o specyficznym kształcie nazywające się 鍋貼.

6. Dania wegetariańskie

Tajwańczycy to mistrzowi w przygotowywaniu warzyw na wszelkie sposoby i zastępowaniu mięsa soją. Dania wegetariańskie nie są ani trochę droższe od innych i dostępne praktycznie wszędzie.
 


7. Japońskie inspiracje

Tajwan to miejsce gdzie nadal czuć bardzo silne wpływy japońskie. Nie powinno więc dziwić wielość japońskich dań dostępnych na wyspie. Japońskie restauracje można spotkać w każdym miejscu, choć podobno na południu jest ich najwięcej.
 Bento to chyba najpopularniejsza forma lunchu.
Smażone kotlety w japońskim stylu z ryżem lub makaronem
Japońskie curry
Udon, jaki już nie pamiętam, a rodzajów jest wiele
Szaszłyki yakitori
Sushi
Matcha, mniej najbardziej smakuje w kawie i lodach 
Chociaż tego rodzaju japońskie desery z czerwoną fasolą, dziwnymi bezsmakowymi kulkami i lodami matcha, mnie nie smakują. Za dużo pomieszanych składników. 
Mochi

8. Hot pot

W Polsce nazywany "gorącymi kociołkami" i na chwilę obecną dostępny z tego co wiem wyłącznie w Warszawie. Jadłam hot pot w stolicy i powiem, że też był dobry.
Nie wiem czym tajwański hot pot różni się od tego z południowych Chin, zwłaszcza z Kantonu, czy popularnego także w Japonii jako shabu-shabu. Polega to na tym, że do gorącego bulionu wrzucamy składniki jak mięso, warzywa, owoce morza i czekamy aż się ugotują.  Danie te zazwyczaj je się w chłodne dni. Tajwańczycy mogą jeść hot pot zawsze, niektórzy nawet codziennie. Mnie podoba się możliwość mieszania dowolnych składników. Na Tajwanie obowiązkowo w każdej typowo hot potowej restauracji będą też lody :3 .

9.  Inne tajwańskie zupy

Spożywane częściej jako dodatek do dania niż jako danie główne.  Wyjątkiem są te, które oprócz mięsa zawierają tofu lub pierożki.


10. 割包 czyli tajwańska wersja hamburgera
Zawierająca duszony boczek, kiszoną kapustę pekińską oraz orzechową posypkę kanapka, to danie zdecydowanie na trochę większy głód. Składniki są na tyle drobno pokrojone, iż jedząc czujemy wszystkie samki, co daje bardzo ciekawe wrażenia dla kubków smakowych.  

11. Tajwańskie barbecue
Urządzane w domu lub przed domem. Szczególnie popularne jako forma świętowania Festiwalu Środka Jesieni. Tajwańczycy grillują zarówno owoce morza, mięso, warzywa, na prawdę wszystko.
  Specjalnym rodzajem barbecue jest "ziemne gotowanie". W specjalnie wyznaczonych miejscach buduje się kopce z kamieni, które grzane są od dołu. Do środka wkłada się jedzenie owinięte folią aluminiową i gazetami, a następnie błotem. Kopiec zasypuje się ziemią i czeka aż potrawy będą gotowe do jedzenia. 

12.  Zhongzi - 粽子
Rodzaj ryżowego pieroga, wykonane z kleistego ryżu z różnymi nadzieniami w środku i zapakowane w liście bambusa, trzciny lub w inne duże, płaskie liście. Są one gotowane lub przygotowywane na parze. Teoretycznie spożywane z okazji Festiwalu Smoczych Łodzi, a praktycznie dostępne cały rok. 

Nocne markety 

Znane zarówno w Chinach jak i na Tajwanie markety, które otwierają  się po godzinie 6 wieczorem, przepełnione tzw. "street food'em", czyli wszystkim co można zjeść szybko.  Nocne markety są przepełnione tym co lokalne i co warto spróbować, choć przyznam, że smażone w głębokim oleju przekąski najzdrowsze na pewno nie są.
Mankamentem są ogromne tłumy, zwłaszcza w weekendy, ale nic dziwnego, w końcu to najpopularniejsze miejsce żeby coś zjeść i zabawić się ze znajomymi wieczorem.
Przejdźmy do jedzenia. Każde miasto ma coś wyjątkowego i lokalnego, są jednak dania które znaleźć można wszędzie.
Wielu obcokrajowców nie jest w stanie przebrnąć przez tą przekąskę, a sama nazwa odstrasza. 豬血糕 czyli ciastko z świńskiej krwi. Pewnie pomyślicie, że ohyda, ale my też jemy kaszankę. W smaku bardziej przeszkadzała mi ta posypka niż samo "ciastko". Jest ono wykonane z krwi wieprzowej, kleistego ryż i bulionu sojowego, smażone lub gotowane na parze i pokryte w mące orzechowej. 
 Wiele smażonych ryb i owoców morza, znajdziemy w takich miejscach i nie tylko.
 Smażone placki ostrygowe, spotkałam się z nimi także w Korei, ale to zdecydowanie bardzo tajwańskie danie.
Owiane złą sławą śmierdzące tofu. Czas rozwiać mit i powiedzieć głośno, ono nie śmierdzi tak jak sobie wyobrażacie. Jeżeli lubicie tofu samo w sobie to będzie Wam bardzo smakowało. Tutaj działa zasada im mniej się wie, z czego oni to przyrządzają i jak, tym lepiej dla obcokrajowca. Słowo zfermentowane bardzo odstrasza. Tego typu tofu można spożywać na zimno, gotowane na parze, duszone lub, najczęściej, smażone w głębokim tłuszczu polane sosem chili.

Dania dla odważnych

Bardzo orientalne, dla osób, które nie boją się spróbować tego co dziwne.

1. Żelazne jajka
Nie to nie są te chińskie jajka, które są spożywane po tym jak się teoretycznie zepsują. Są to ugotowane jaka, które następnie są duszone w sosie sojowym czasami z dodatkiem leczniczych ziół. Moim zdaniem dość "gumiaste" i specyficzne w smaku.

2. Wszelkie dania z węża i żółwia
Ja osobiście jadłam zupę z mięsem węża plus dostałam do wypicia zdrowe podobno żółć i jakiegoś rodzaju jad. Żyje, więc trujące nie było. Co do smaku mięsa to zupełnie podobne do kurczaka, tylko dużo drobnych kości. Myślę, że bariera jest głównie w głowie i nie żałuje, że spróbowałam.

3. Owady
Czego jak czego, ale smażonych karaluchów, czy innych insektów to odwagi nie miałam żeby spróbować i raczej ryzykować nie będę. Cieszę się, że robaki mają tyle białka i jak ktoś lubi, też nie mam nic przeciwko, tylko mnie samej nie przeszły by one przez gardło.

4. Lody o smaku drożdży
Podawane oczywiście z czerwoną fasolą. Jadłam tylko raz i przyznam szczerze nie były one na tyle smaczne żeby do nich wracać.

                                                                                                                                               

To tylko część tego co Tajwan ma do zaoferowania pod względem jedzenia. Jest tego po prostu za dużo. Nawet ja jeszcze wszystkiego nie próbowałam, a trochę tu już mieszkam. Więcej tajwańskich dań wartych uwagi znajdziecie na tej stronie.
http://travel.cnn.com/explorations/eat/40-taiwanese-food-296093/

Następnym razem przedstawię to czego całkowicie zabrakło w tym zestawieniu, czyli owoce i typowo tajwańskie desery.
Szablon wykonała Sasame Ka z Sayonara Namida