niedziela, 30 sierpnia 2015

Korea Południowa + Japonia = nawałnica operacji plastycznych?


Tak jak obiecałam- post na temat zabiegów oraz operacji ulepszających ciało. ;)

W Korei azjatycki kanon piękna jest dość sztywny. Grube włosy, woreczki pod oczami, bladość, brązowe, duże oczy, V-line, mała twarz i prosty nos. Jeśli posiadamy te cechy, dla Koreańczyków jesteśmy piękni!

Kiedyś  chirurgia plastyczna była tematem tabu w owym państwie, więc może Was to zdziwi, ale to właśnie w Korei, obecnie, odbywa się najwięcej operacji plastycznych! Nie Anglia, Holandia, Chiny czy USA. Biznes chirurgiczny jest na tyle prężny, że rząd postanowił go opodatkować! Myślicie, że to odstraszyło społeczeństwo? Nic z tych rzeczy. Koreańczycy są na tyle szaleni i "kopnięci" na punkcie swojego wyglądu, że potrafią wydać "kupę" pieniędzy, aby wpasować się właśnie w koreański kanon piękna. Pogłoski mówią, iż to właśnie koreańscy chirurdzy są najlepszymi lekarzami estetycznymi na świecie. Co ciekawe, coraz częściej operacjom poddają się Panowie.

Ale to nie wszystko. Pomimo koreańskiego kanonu piękna, wiele Koreanek (wiele, nie znaczy wszystkie) próbuje upodobnić się do urody potencjalnej Europejki. Pierwszą i główną rzeczą, którą zmieniają w sobie to oczy (powiększenie i nadanie "drugiej powieki"). Owy zabieg jest na tyle popularny, zwłaszcza w Seulu, że stał już się rutyną i nie jest traktowany jako operacja. Wiele kobiet decyduje się na drastyczniejsze operacje typu: podwójna korekta szczęki. Zabieg ten, w Europie, wykonywany jest tylko osobom z deformacją twarzy!

Powodów jest naprawdę wiele. Czasopismo "New York Times" przeprowadziło kilka wywiadów z Koreańczykami po operacjach plastycznych. Poniżej macie listę kilku argumentów:


1. Wyglądać niczym gwiazda z teledysków Kpopu i dram. Tak, to zdecydowanie jeden z główniejszych autorytetów. Jedne co mnie przeraża, to to, że Panowie chcą wyglądać niczym Justin Bieber (o ile to prawda).

2. "Dziwne" poglądy rodziców, które w przyszłości weszły już w nawyk.
"- Kiedyś matki w tajemnicy przyprowadzały swoje córki na lifting, a potem do biura matrymonialnego - mówi dr Park Sang-hoon, dyrektor kliniki chirurgii plastycznej ID Hospital w Seulu. - Dziś młode kobiety umawiają się na zabieg przy okazji zakupów."

3. Kompleksy. Z przeprowadzonych ankiet wynika, że 32% osób od 15 roku życia, chce poprawić swój wygląd, ponieważ nie podobają się sobie.

4. Przez piękną twarz, łatwiej znaleźć męża/żonę/pracę. Tak, to również jeden z główniejszych powodów zabiegów estetycznych w Korei. Koreańczycy twierdzą, że z wpisaniem się do kanonu piękna, łatwiej znajdą pracę oraz swoją miłość.

Wszystkie pięknie, ładnie. Mi naprawdę nie przeszkadza to, że ktoś chce zmienić swój wygląd, a zarazem życie. To jest każdego indywidualna sprawa, jeśli będzie czuć się lepiej w swoim "nowym ciele", to czemu nie? Ale wszystko powinno mieć swój umiar, a ludzie winni znać granice zdrowego rozsądku. W 2014 roku, kobieta popełniła samobójstwo, po nieudanej operacji szczęki! Mimo to, nie jestem zwolenniczką zabiegów estetycznych. 


Jak to wygląda w Japonii? 
Kraj Kwitnącej Wiśni nie przyłącza się do owych trendów koreańskich, za którymi podążą większa część Azji. Można to określić, iż jest, to powiązane z kulturą i tradycją. Uważane jest to za brak szacunku do rodziców. Mimo to, wiele osób się buntuje i spełnia swoje zachcianki, ale w inny sposób. 

Doskonale wiemy, że Japonia słynie ze swojej "inności", a ostatnio (taaa, trochę minęło) wielkim hitem stało się BAGEL HEAD. Dodam jeszcze, że w KKW, bardziej popularne są modyfikacje ciała. 

"W Kraju Kwitnącej Wiśni niezwykłą popularnością cieszy się nowa forma modyfikowania ciała, która polega na wstrzykiwaniu do czoła soli fizjologicznej, a obrzęk, który powoduje zastrzyk, formowany jest na kształt wspomnianego bajgla.
Efekt dziwacznego i trochę przerażającego zabiegu, który trwa dwie godziny utrzymuje się od 16 do 24 godzin, po czym sól fizjologiczna wchłaniana jest przez organizm, a czoło powraca do swojego pierwotnego kształtu."


Są również Japończycy, którzy chcą wyglądać jak potencjalny Europejczyk. Takim przykładem jest Vanilla Chamu, która przeszła szereg operacji plastycznych, zaczynając już w wieku 19 lat, aby upodobnić się do Europejki! Tak kochani, w Japonii również zdarzają się takie osoby i to nie rzadko. Dużo mieszkańców KKW twierdzi, że mając azjatycką urodę.... daleko nie zajdą... 


Ale wszystko idzie w dwie strony. Ponieważ nie tylko Azjaci chcą upodobnić się do kogoś innego! Również w Europie, Ameryce etc. znajdziemy osoby, które będą chciały wyglądać jak Chinki, Koreanki, Japonki. Ja osobiście chciałabym mieć coś z Azjatki, ale nie jestem na tyle odważna, aby poddać się jakiemukolwiek zabiegowi. 

Dobra, przejdźmy do rzeczy... Przykładem nieazjaty, a jednak Azjaty jest Brazylijczyk, który poddał się wielu operacjom, aby doprowadzić się do takiego wyglądu. 

Jak już Wam pisałam wyżej- nie jestem zwolenniczką owych zabiegów, ale nie przeszkadza mi to, że ktoś je robi, po to, by ulepszyć swój wygląd. Nie moje życie, nie moja sprawa, a jeśli ta osoba przez to będzie się lepiej czuć w swoim ciele? To czemu nie? ;) Jaki jest Wasz stosunek do owej sprawy? Spodobał się post? Czekam na Wasze komentarze!




czwartek, 27 sierpnia 2015

Ichininmae- pełna kobiecość w Japonii.



Kochani! Zapraszam Was do komentowania wpisu, obserwowania bloga. Napiszcie, czy podoba Wam się post, oczywiście po przeczytaniu go. :)


   Chyba niepodważalnie jednym z najważniejszych wydarzeń każdej kobiety są narodziny dziecka, a nowym etapem w życiu jest ciąża. Jak wiemy tradycja japońska jest strasznie intrygująca. W Kraju Kwitnącej Wiśni kobieta staje się PRAWDZIWĄ kobietą właśnie poprzez ciążę i osiąga pełnię jestestwa, czyli ichininmae. Jednak jak wiadomo czas potrafi zrobić swoje.. Zachodzą dość znaczne zmiany w wychodzeniu za mąż. W dzisiejszych czasach kobiety biorą ślub w wieku 25-30 lat. Oświadczyny w stylu tradycyjnym charakteryzują się następującym zdaniem wypowiadanym przez mężczyznę: "Pragnę, abyś gotowała dla mnie zupę miso do końca życia". Intrygujące, prawda? No, ale nie zapominajmy przecież, że Japonia jest jednym z nielicznych krajów, które utrzymują tradycję, kultywują obyczaje etc., pomimo ich nieciekawej historii. 

Jak wygląda ciąża w Japonii? Otóż jest to w pewien sposób łańcuszek. Dlaczego? Ano jak wiadomo przyszła mama informuje ojca, ojciec zaś rodzinę, rodzina natomiast sąsiadów i w ten o to sposób tworzy się poczta pantoflowa. Rodzina, znajomi, najbliżsi szykują koperty z pieniędzmi ( każdy wie ile powinien dać, należy się na niej podpisać), które wręczą szczęśliwym rodzicom po narodzeniu swojej małej istotki. W zamian za to świeżo upieczona mama i tata powinni kupić mały drobiazg tym którzy ową kopertę wręczą im. Nie zapominajmy, że Japonki liczą miesiące księżycowe, więc w ciąży są 10 miesięcy. Są one pod opieką wybranych przez siebie lekarzy, którzy pilnują aby znacznie nie utyły (max 9kg!!!). Kobiety muszą uważać na ulicy, ponieważ mogą być poklepywane po brzuchu (podobno to przynosi szczęście), a swoim rodzicom w kopercie dają ucięty fragment pępowiny wraz z odciśnięta stópką na kartce zaraz po narodzinach dziecka (troszkę dziwne, wiem).


   Statystyki ukazują, że 1/3 kobiet po ciąży nie wraca już do pracy.. Zajmują się domem, opieką dzieci.. Wynika to z warunków, które nadal nie są przychylne dla płci pięknej w kraju. Jeśli już owa kobieta zdecyduje się na powrót do pracy z opieką nad dziećmi nie będzie problemu, ponieważ tak jak u nas, tak i w Japonii istnieją żłobki (Hoiuken) te publiczne (przyjmują dzieci od 5 miesiąca) i te prywatne (od 3 miesiąca). Co ciekawe, opiekunka zajmująca się dziećmi poniżej roku nie może mieć ich więcej niż troje. Do przedszkola (Yochien) dzieci przyjmują powyżej 3 roku życia. Mamy mają obowiązek przygotowania dzieciom posiłku, który zwie się obento (przynoszą je w pudełku i jedzą w porze lunchu). Jak wiadomo na całym świecie jest wyścig szczurów i rywalizacja, więc mamy wycinają z warzyw, owoców różne kształty zwierząt, kwiatów etc, aby właśnie ich pociecha mogła się chwalić swoim posiłkiem. W szkole już troszkę inaczej to wygląda, ponieważ mamy ni robią obento tylko musza dopilnować swoje dzieci,a by dobrze się uczyły i   zdały egzaminy (tak wygląda przykład wzorowej mamy w Japonii).







 

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Ciemniejsza strona Azji.

Witajcie kochani, 

Dzisiejszy post będzie o "wadach" Azji. Zapytacie się dlaczego? Odpowiedź jest prosta! Nie chcę Wam przedstawić cały czas Japonii i innych azjatyckich krajów, z jak najlepszej strony. Wszystko ma jakieś negatywne strony, nie ma rzeczy idealnej. Oczywiście, nie muszę wspominać, żebyście dali znać co sądzicie o poście oraz Wasze wady Azji. ;)

Nie ma na co czekać, zaczynajmy.

1. Gościnność Japończyków Tak, Japończycy nie są tolerancyjnym narodem dla tzw "gaijinów', czyli obcokrajowców (oczywiście nie wszyscy!!). W Japonii spotkałam się z łaźniami publicznymi na których wisi kartka „nie przyjmujemy obcokrajowców”, restauracje z napisem "obcokrajowców nie wpuszczamy, przepraszamy" lub też parkingi tylko i wyłącznie dla Japończyków. Wspominałam już kiedyś, że mało jaki Japończyk chce wynajmować gaijinom mieszkanie, ponieważ nie ma zaufania.



Oczywiście, jeszcze raz powtórzę, iż nie wszyscy Japończycy są wrogo nastawieni dla obcokrajowców. Poznałam wiele świetnych osób, naprawdę przesympatycznych i otwartych na gaijinów.
Emotikon wink
Nadto bardzo pomocnych! Mimo to faktem jest to, że dla japońskich tradycjonalistów (po raz enty zaznaczam, że nie wszystkich!) to właśnie ich naród jest i będzie najlepszym, język najpiękniejszy, oraz trudny do opanowania dla zagranicznych ludzi. O kulturze nie muszę wspominać, że dla takich osób jest najważniejsza, najlepsza?
Emotikon
Na koniec chciałabym Wam polecić dwie lektury, które świetnie ten aspekt opisują- "Z pokorą i uniżeniem” oraz "Bezsenność w Tokyo" .
Emotikon wink


2.  Coroczna, tradycyjna rzeź delfinów nieopodal wyspy Taiji w Japoniijak co roku tak i teraz rybacy zaganiają do specjalnie ogrodzonej zatoczki ponad 250 ssaków, które później idą na rzeź. Grupa ekologów (Sea Stepherd) na bieżąco ukazuje filmiki z masowego mordu tych ssaków, by pokazać ludziom okrucieństwo i bestialstwo.
Cała masakra delfinów zaczęła się ok. 1675 roku. Obecnie, delfiny odławia się również w celach zarobkowych. Sprzedaż do delfinarium albo ...... do sklepów mięsnych.

"Aktywiści z grupy Sea Shepherd w ramach protestu przeciwko bestialskiemu traktowaniu zwierząt tylko dla "ludzkich potrzeb", postanowili umieścić streaming rzezi na swojej stronie internetowej. Piszą tam również, że Japonia odmówiła podpisania wielu międzynarodowych regulacji, zajmujących się ochroną morskich ssaków. Dzięki temu tradycyjna rzeź delfinów nie jest niezgodna z prawem." cytat Onet.

Lecz zwolennicy nie są dłużni ekologom. Władze wyspy, rybacy oraz miejscowa ludność pomimo wszystkich akcji i protestów bronią "wielowiekowej tradycji".





Polecam obejrzeć film "The Cove", czyli "Zatoka Delfinów", który ukazuje nam CIEMNIEJSZĄ stronę Japonii.

3. Sierociniec dla słoni w Pinnawali (Sri Lanka) - chore wykorzystywanie zwierząt dla wzbogacenia się, nadto! Traktowanie ich jak śmieci, wyżywając, bijąc, nie karmiąc, robiąc sieczkę z mózgów turystów! Po więcej zapraszam KLIK .

4. Otaku (おたく) jak wiadomo nazywają się polscy fani anime czy też mangi, ale, czy faktycznie pozytywnie odbierane jest to określenie w Japonii?
W Kraju Kwitnącej Wiśni słowo Otaku kojarzone jest ze świrem, zboczeńcem, wariatem, maniakiem, chorym fanatykiem. Przykłady?
1. Dziewczyna zabiła policjanta tak samo jak w Higurashi no Naku Koro ni.
2. Tsutomu Miyazaki miłośnik mega brutalnych pornograficznych mang i anime, gwałcił małe dziewczynki, a później je mordował.

5." W ramach festiwalu psiego mięsa w Yulin, stolicy prefektury w Kuangsi, prowincji w Chinach Południowych, rokrocznie zabijanych jest 10 tys. psów. W tym roku pod wpływem międzynarodowej presji lokalne władze po raz pierwszy zakazały tej imprezy. Mimo to przygotowania do festiwalu idą pełną parą. Aktywiści i internauci z całego świata protestują. Obrońcy praw zwierząt od lat nazywają wydarzenia rozgrywające się w czerwcu w Yulin "festiwalem okrucieństwa" lub po prostu "rzezią". Psy tłoczą się w ciasnych klatkach lub po prostu zawijane są w druciane siatki ogrodnicze, by potem być żywcem obdarte ze skóry i dobite kijami. Ich korpusy zalegają na poboczach dróg w oczekiwaniu na transport na bazary, rozwieszane są na hakach i wykładane na ladach straganów. Chętnych do zakupu psiego mięsa nie brakuje. Lekarze tradycyjnie zalecają je jako lek na impotencję i problemy z krążeniem. W czasie festiwalu w Yulin w menu barów i restauracji znajduje się długa lista dań z psiego mięsa.

Psy w obrożach, porwane, wykradane właścicielom
Jednak oprócz amatorów psiego mięsa do Yulin przyjeżdża też wielu obrońców praw zwierząt. Blokują drogi, którymi dostawcy dowożą psy, wypuszczają zwierzęta z wagonów wiozących je na rzeź, wykupują je z niewoli i na własny koszt zakładają prywatne schroniska. Co roku dochodzi do bitew między zwolennikami i przeciwnikami tego wydarzenia. Handlarze już zapowiedzieli, że jeśli znów dojdzie do protestów, będą zabijać zwierzęta w wyjątkowo okrutny sposób. "

6. Komunizm, bieda i wyzysk - myślicie, że cała Azja jest usłana różami? Wszędzie pełno neonów, kwiatów, straganów, pięknych i pachnących ludzi? Najnowsze hotele, limuzyny, parki, centra handlowe, uprzejmi pracownicy, szeroki asortyment wszelakiego rodzaju usług? Oczywiście, że nie. Zapraszam Was do m.in Birmy, Kambodży, na Laosu, biedniejszej części Chin, Japonii, Indii, Sri Lanki. Tam zobaczycie co to znaczy wyzysk i niedocenianie ludzi oraz ich możliwości. Wiecie, ile zarabia "zbieraczka" liści herbaty na Sri Lance? Około 10 zł na cały dzień (12h). Tam zobaczycie jaki panuje rygor, nie będziecie wpuszczani do niektórych miast, czuli smród, biedę.
"Za mniej niż jednego dolara dziennie żyje w Azji Południowej ponad 430 mln ludzi czyli 31,7% wszystkich mieszkańców regionu żyje w skrajnym ubóstwie a 328 mln jest niedożywionych - wynika z raportu "Bieda w Azji Południowej w 2003 roku"


Ja się pytam, czy to jest ludzkie traktowanie? Często słychać o fundacjach pomocy dla rodzin w Azji. Fajnie, super inicjatywa! Szkoda tylko, że 5% zebranej kwoty idzie faktycznie do poszczególnych krajów owego kontynentu, reszta zaś, trafia w niepożądane ręce...

7. Brak znajomości języka angielskiego w większych miastach - za przykład podam Wam Chiny, gdzie znajomość angielskiego, jest tak samo popularna... jak w Polsce chińskiego. Chyba rozumiecie moją aluzję, prawda? Aby porozumieć się z innym człowiekiem, w tej sytuacji, bardzo przydają się ręce, kartka, długopis.. Pobawmy się w KALAMBURY! <3 Nie wspomnę już o ich "gościnności" oraz "uprzejmości".. 



"Jak na przykład pokazać, że chce się doładować telefon na kartę? Nic prostszego. Trzeba wybrać dowolny numer i dać słuchawkę zdumionemu sprzedawcy, aby sobie posłuchał komunikatu po chińsku, że kończą nam się kredyty. Sukces murowany. Nie lada zagwozdkę miałem gdy chciałem kupić w supermarkecie herbatę. Ale herbatę nie liściastą, nie rozpuszczalną, ale w torebkach – stosunkowo mało popularną w Chinach. Więc jak u licha pokazać torebkę do herbaty? Kilka pracowniczek starało się zgadnąć o co mi chodzi, gdy zanurzałem wyimaginowaną torebkę w wirtualny kubek, aby zaparzyć nieistniejącą herbatę. Bez skutku. Następnie ściągnęli kogoś kto mówił „little English”, ale i tak nie wiedział gdzie taka herbata może być. Suma sumarum znalazłem ją sam w sąsiedniej alejce. Na wszelki wypadek kupiłem od razu dwa opakowania. Ależ smakowała."



8. Ceny - Tanio? Bardzo tanio? MARZENIE! Gdzieniegdzie jest tak, że biali za wejście do świątyni płacą 20$, a miejscowi 2$. Fajnie, co? Żyjąc w Azji, czy jadąc tam na wakacje (tym bardziej) nie jesteśmy w stanie wydać (tylko) kilku dolarów dziennie. Nocleg, jedzenie, przyjemności, transport - moi Drodzy, to wszystko kosztuje kupę pieniędzy.. Czasami mam wrażenie, że Azja jest o wiele droższa od Polski.. 

9. Brak kultury, brud, walające się śmieci po ulicach = Chiny
 - Chińczycy zdecydowanie są jednym z bardziej "brudnych" narodów. Bekają, pierdzą, plują, wyrzucają śmieci wszędzie. W restauracji, hotelu, na ulicy, u znajomych, w parku.. DOSŁOWNIE - wszędzie. 





10. Karaluchy i inne istotki - Tajlandia? Laos? Sri Lanka? Chiny? I jeszcze wiele innych. Tak, przygotujcie się na miłe chwilę z małymi pupilami. Często zdarza się, że grono małych przyjaciół bezkarnie biega sobie po pokoju hotelowym, restauracji, w kinie? Wyobraźcie sobie, że jecie w jakiejś "luksusowej" restauracji obiad, a obok Waszej nogi biega karaluch. Fajnie? Nie sądzę. ;)



Tych wad jest o wiele więcej, na pewno powstanie jeszcze jeden post na owy temat! ;) Spodobał Wam się wpis?

piątek, 21 sierpnia 2015

Co robią Japończycy w czasie wolnym?

Cześć kochani! <3


Przeprowadziłam wywiad z Kumi, moja japońska przyjaciółka, na temat jej czasu wolnego, pracy, jedzenia, obowiązków, rodziny. Do tego dodała kilka naprawdę ślicznych zdjęć, więc będziecie mieli również fotorelację. Chciałam również dodać, że na wszystkie fotografię, które wstawiłam, dostałam zgodę od Kumi, więc proszę Was o NIE KOPIOWANIE ICH.

No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak zacząć ;)



Kumi to 41 letnia Japonka pochodząca i mieszkająca w Fukuoce. Miasto to jest największym miastem wyspy Kyushu oraz stolicą prefektury Fukuoka. Pracuje jako "Financial Planer", czyli jest profesjonalistką, przygotowującą plany finansowe ludziom. Takie plany obejmują - zarządzanie gotówką, wysokość wypłat, zarobków, planowanie inwestycji emerytalnych, zarządzanie ryzykiem finansowym, planowanie podatkowe, ubezpieczenia, nieruchomości oraz planowanie sukcesu biznesowego (tutaj odnoszę się do dyrektorów firm). Jak widzicie nie jest to łatwy zawód.



Skoro już poruszyłam temat pracy, to go dokończę. Z tym, że Japończycy ciężko i długo pracują dobrze wiecie. Tak, jest dużo firm, gdzie pracownicy siedzą do późna w pracy i mówiąc przysłowiowo "palą głupa" przed szefem, ale nie oznacza to, że jest tak w każdej korporacji. Kilka lat temu, gdy Kumi pracowała w rekrutacji i zajmowała się telemarketingiem, potrafiła przyjść do pracy o godzinie 8 rano, zaś wyjść z niej o 24.00/1.00 w nocy. Takie nadgodziny robiła po kilkanaście razy w miesiącu (szczerze mówiąc -  podziwiam ją). W Japonii ludzie pracują po (jak nie więcej) 10 godzin dziennie, lecz ich wynagrodzenie nie jest równe temu czasu pracy. Wiele firm niedocenia pracowników, wykorzystując ich, dlatego też często zarabiają bardzo małe pieniążki, a przecież muszą z czegoś utrzymać dom i rodzinę. Niestety, ale temat pracy w Japonii jest ciężkim tematem, coraz więcej osób popełnia samobójstwa z tego powodu i wpada w depresję. 



Dobra, czas zacząć przyjemniejszą część posta! 



Co jedzą Japończycy? 



Zdecydowanie owoce morza, ryby, wodorosty! U Kumi sashimi jest podstawą każdego dnia! Często również lubi przyrządzać "nimono", czyli gotować. Potrawy, które często u niej lądują na stole to: miso (gęsta pasta sojowa o kremowej konsystencji), dashi (bulion z ryb i wodorostów), surimi (paluszki krabowe- tak nawiasem, uwielbiam je!), tofu (rodzaj twarogu sporządzonego z mleka sojowego), wspomniane już sashimi (surowe ryby, zagryzka przed głównym daniem) oraz wiele innych wymyślnych dań, deserów, sosów ;) Czy dobrze gotuje? Tak, uwielbiam jej kuchnie! Na szczęście w tym roku będę u niej stałym bywalcem przez dłuższy czas!

  





W wolnym czasie, zimą, wielu Japończyków wyjeżdża regenerować swoje siły fizyczne oraz psychiczne do gorących źródeł oraz SPA. Wiele onsenów zawiera właściwości lecznicze, ponieważ posiadają pierwiastki wraz z minerałami. Często jest tak, że jadąc "popluskać się" w gorących źródłach możemy skorzystać z noclegu oraz gastronomi. W takich miejscach przeważnie funkcjonują tradycyjne restauracje oraz ryokany (hotele w stylu tradycyjnym). Z roku na roku oferty poszerzają się o nowe usługi m.in kąpiele błotne, piaskowe, aromaterapie, masaże i inne. Ulubionym miejscem Kumi, do którego jeździ jest Kurokawa Onsen znajdująca się na wyspie Kyushu, nieopodal góry Aso. 











Jak widać na zdjęciach, jest to bardzo klimatyczna i przyjemna miejscowość, utrzymująca tradycyjny wygląd onsenów oraz innych budynków. Podobno ceny są tam dość wysokie za nocleg i jedzenie, więc bardziej opłaca się jechać tam na jeden dzień wraz ze swoim prowiantem.





Nowy rok!


Większość Japończyków w tym czasie wyjeżdża do świątyń w celu modlitwy oraz wysłuchania próśb (bywają różne od tych o sukcesy w pracy, po te, które są związane z życiem rodzinnym) i kupna specjalnej wróżby, która "wróży" to, jaki będzie nowy rok. Jest wiele wariantów od tych złych, po te dobre, lepsze i najlepsze.  Po powrocie z chramów etc. Często zasiadają przy stole ze znajomymi, rodziną, przyjaciółmi i celebrują owy czas. 









W Japonii wielu Japończyków posiada swoich pupili (psy, koty, żółwie ...). Często to właśnie spacer z psem jest formą relaksu dla mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. I tutaj mamy pieska Kumi. Prawda, że uroczy? ;)





Urlop/Wakacje.

Kumi wraz z mężem często wyjeżdżają do rodziny, bądź podróżują po Japonii. Mogą sobie pozwolić na częstsze wyjścia do restauracji oraz napawać się wolnym czasem, jednocześnie regenerując swoje siły. No i jak wiadomo - Hanabi. Codzienne podziwianie fajerwerk. Zdjęć jeszcze nie dostałam, ale jak już tylko będę w ich posiadaniu, wstawię je na fanpage. ;)




Teraz mała prośba! Kompletuję paczkę z polskimi produktami dla Kumi. Zażyczyła sobie pamiątki i słodycze. Dajcie znać, jakie macie pomysły! 



Spodobał się post?
Dajcie znać w komentarzach!

czwartek, 20 sierpnia 2015

Słów kilka o "lokalnych wioskach" w Azji.



Przeglądając otchłań Internetu natchnęłam się na kilkanaście blogów, stron, informacji na temat "lokalnych wiosek" w Azji, a szczególnie w Kambodży, które nie są równe prawdzie, ale może zacznijmy od początku.

Kambodża jest jednym z biedniejszych krajów Azji Południowo-Wschodniej, a jej głównym elementem rozpoznawczym, z którego słynie, jest kompleks Świątyń Angkor (pozostałość po Imperium Khmerskim/ Czerwoni Khmerowie). Owe czasy wiązały się z ludobójstwem, przelewem krwi, mordowaniem, a licznik ofiar wybija coś ponad 2 miliony.





Gdy już postanowimy wybrać się do Tajlandii, Birmy, Kambodży, Filipin często "przewodnicy", ludzie z ulicy, ogromne tablice zachęcają nas, aby odwiedzić lokalne wioski i zobaczyć jak żyje tutejsza ludność. Wszystko pięknie ładnie, ciekawość nas zżera, więc idziemy zobaczyć, co widzimy? Ubóstwo, ale i szczęśliwych ludzi. Dzieci biegające po polach, kobiety rozmawiające na różne tematy, mężczyzn wykonujących swoje codziennie obowiązki. Do tego (!) każda wioska specjalizuje się danym rzemiosłem, więc możemy zakupić pamiątki o danej tematyce. Bajka, prawda? Ponadto, "pan przewodnik" namawia nas na zakupienie (jak pisała Zu in Asia) worku ryżu ,wartego 40 USD, dla szkoły. Jak myślicie? To prawda? Oczywiście, że nie. Część idzie do kieszeni przewodnika, a część do mafii, która z takiej wioski, a raczej z turystów odwiedzających ją, czerpie korzyści.

Tak, moi Drodzy. Taką wioską "steruje" mafia, która karze ludziom wykonywać ich niby "codzienne" czynności życiowe. Często takie wioski nie miały bytu, powstały na potrzebę turystów i  przez zachłanność pomysłodawców! Zdarza się tak, że mafia kupuje ludzi (handel ludźmi), aby usadowić ich w owym miejscu. Zdarza się i tak, że skupuje dziewczyny z biedniejszych rodzin, bądź po prostu zabiera. Dodam, że mieszkańcy owych wiosek zarabiają śmieszne pieniądze, dlaczego? Za cały miesiąc potrafią dostać 4$?



Tajlandia- "ludzkie zoo" i kobiety żyrafy? Tak, gdy znajdziecie się na północy Tajlandii (plemię Padaung), możecie spotkać wybrać się do wioski z kobietami (birmańscy uchodźcy), które noszą na szyi mosiężne obręcze.








"Wioska wygląda bardziej jak skansen, zaaranżowany pod turystów. Na wpół otwarte domki z wystawionymi pamiątkami, które po krótkim targowaniu się można kupić. Kobiety Padaung z delikatnym uśmiechem na ustach cierpliwie pozują do zdjęć."

Cóż, Tajlandia dość szybko zorientowała się, że turyści są w stanie zapłacić fortunę za zrobienie sobie zdjęcia z taką kobietą, bądź spotkać się z nimi. No, bo przecież to normalne dla niektórych jest nosić kilkukilogramowe obręcze na szyi! Skąd owy zwyczaj się wziął? Nie wiadomo. Jedni twierdzą, że była to ochrona przed tygrysami, które wgryzały się w szyję, inni zaś, że kobiety się szpeciły, celowo! Po to, aby mężczyźni z innych plemion ich nie porywały.

"Wydzielono zatem z obozów dla birmańskich uchodźców sekcje Padaung, a następnie przeniesiono przedstawicieli tej grupy etnicznej do specjalnych wiosek, gdzie turyści mogą ich podglądać. W zamian za to Padaung otrzymują wsparcie finansowe i żywność. I może nie byłoby nic w tym aż tak złego gdyby nie to, że kobiety Padaung stały się niejako zakładniczkami swoich obręczy – często, pomimo spełnienia wszystkich warunków, utrudnia im się opuszczenie takich wiosek, bo przecież przy tak dużym zainteresowaniu turystów są dla władz jak kury znoszące złote jajka."

Ludzkie pojęcie przechodzi, do czego człowiek jest zdolny! Dlatego też, za nim wybierzecie się w podróż, w nieznane... zapoznajcie się z wszelakimi opiniami, informacjami etc. Przysiądźcie i poszperajcie na dany temat, aby wiedzieć, gdzie się jedzie i czy tam na pewno chcecie...

Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Jakie jest Wasz zdanie na owy temat? Spodobał Wam się wpis? 











sobota, 15 sierpnia 2015

Czas wolny japońskiej młodzieży.



Czas wolny młodych Japończyków. Czy tak naprawdę jest ona czasem wolnym? Jak go spędzają? Co robią? Zapraszam. 

Dla większość młodych uczniów zakończenie lekcji w japońskich szkołach nie oznacza powrotu do domu, zabawą z rówieśnikami, oglądaniem telewizji, czy leżenie "plackiem" w pokoju. Często uczęszczają na dodatkowe lekcje oraz zapisują się do szkół wieczorowych oraz popołudniowych (gakushū juku). Dzieci zapisywane są również do różnych klubów sportowych i plastycznych. Kółka sportowe mają nam do zaoferowania kendo, golf, pływanie, baseball, siłownie etc., zaś te plastyczne skupiają się na ikebanie, chemii, biologi, malowania, muzyce, kaligrafii, nauce mangi itp. W gakushū juku również odbywają się zajęcia dla uczniów ze szkół średnich, które mają na celu przygotowanie ich do egzaminów, to jest coś w stylu korków i fakultetów, uzupełnianie materiału, tłumaczenie, rozwiązywanie problemów, testów, planowanie strategii... i tak można by wymieniać. Kończą się między 20, a 21 godziną, ale..... (!) Juku prowadzi również zajęcia wieczorowe trwające od 21 do 1 w nocy! Dodajmy do tego, że Japończycy również w domu muszą odrobić swoje lekcje, zadania domowe i wypełnić obowiązki! 

Często rodzicom przysługuje dodatkowy urlop, aby mogły pomóc dzieciom w nauce i przygotowaniu do egzaminów, nie wspominając o tym, że matki bardzo angażują się w życie szkolne!

Japońskie egzaminy potrafią trwać kilka godzin, ponieważ są bardzo wyczerpujące oraz trudne. Często tydzień przez "sesją" odwoływane są wszelakie kółka zainteresowań, po to, by młodzi Japończycy mieli czas na naukę i solidne przygotowanie się do testów. Ocena z egzaminów jest w skali %, także wiemy ile jest max? 100% :D Od tego wyniku zależy czy dziecko dostanie się do prestiżowej szkoły, z czym wiążę się świetlana przyszłość.

Presja, brak czasu, stres, lekcje do późna (nocy!), ciężkie egzaminy są częstą przyczyną samobójstw wśród japońskich uczniów! 

Z wynikiem egzaminu dodawany jest wykaz szkół do których mają szansę dostać się uczniowie. Później Japończycy zdają egzamin przejściowy, który sumowany jest z poprzednimi egzaminami oraz ocenami i dostaje ostateczny wynik i szkołę do której trafi. Jak wiadomo, uczniowie, którzy mają najwyższe oceny, trafiają do szkół prestiżowych, zaś Ci z gorszymi do tych niższych, które rozwijają umiejętności takie jak rolnictwo, gospodarstwo domowe, rybołówstwo etc. 
Wakacje? Szkoła nie zapomina o swoich uczniach nawet w wakacje. Często organizuje wycieczki dla swoich podopiecznych po kraju i za granicę... zależnie od klasy, wieku, roku. ;) Może i nie wypoczywają tak bardzo, ale mają o wiele lżejsze zajęcia typu wyplatanie koszy, robienie biżuterii, wachlarzy, składanie różnych modeli. Organizowane również są dla starszych spływy kajakowe (coś co ja uwielbiam) <3 oraz wycieczki za granicę np. do Nowej Zelandii (dla chętnych), by pod-szlifować angielski.

Co ciekawe, po powrocie z takiej wycieczki, każdy z uczniów musi zrobić sprawozdanie z owego wyjazdu w postaci gazetki, która na początku roku szkolnego będzie oceniania przez innych uczniów.

Co do ubioru (sprostowanie komentarza)- młode Japonki często się buntują i skracają swoje spódniczki, farbują włosy i robią mocne make-up`y :)


Jak widzicie Japończycy naprawdę mają bardzo mało czasu wolnego, można powiedzieć, że wcale go nie mają! Więc zawsze, gdy będziecie narzekać na swoją szkołę i naukę, pomyślcie o Japończykach! ;)






Spodobał się Wam post? Dajcie znać w komentarzach! <3

















środa, 12 sierpnia 2015

Japońska szkoła.

Dziś kilka słów o systemie edukacji w Japonii, młodych Japończykach, ich podejściu do nauki, szkoły etc. ;)







Zacznijmy od samego.... W Kraju Wschodzącego Słońca cały system edukacyjny składa się z 5 stopni.

1. Dzieci w wieku 3-6 lat idą do przedszkola.
2. Młodzi Japończycy wieku 6-12 lat idą do szkoły podstawowej (6 klas).
3. Młodzież w wieku 12-15 są w szkole średniej, o stopniu niższym (3 klasy).
4. Od lat 15-18 jest się w szkole średniej, o stopniu wyższym (3 klasy).
5. Uniwersytet (i tutaj nie mamy ograniczeń wiekowych, wiadomo.. od 18 wzwyż). Licencjat trwa 4 lata, magisterka 2.


Kolejnym elementem, dość istotnym, z którym Was zapoznam jest opis owych stopni edukacyjnych (przedmioty, obowiązki, wolne itp.).

Przedszkole- to właśnie od owej placówki zależy czy star dziecka jest dobry, czy spalony już na samym wstępie. Często rodzicie posyłają swoje pociechy do jak najlepszych przedszkoli. Uważają, że jest to sprawa honoru i godności rodu. Będąc w przedszkolu dzieci uczą się hiragany i katakany, ponieważ idąc już do szkoły podstawowej powinni znać chociaż podstawy. Co ciekawe.... W lepszych, wyższych rangą przedszkolach organizowane są już prawdziwe egzaminy dla 3 latków!

Jak w Polsce rok szkolny zaczyna się od 1 września, tak w Japonii jego rozpoczęcie datuje się na 1 kwietnia i składa się on z 3 semestrów:

Pierwszy: od 1 kwietnia do ok. połowy lipca, po czym następuje fala testów i egzaminów.

Drugi: od 1 września do ok. 26 grudnia i to samo, czyli egzaminy.

Trzeci:  od 7 stycznia do połowy marca, po czym uczniowie piszą egzamin z całego roku  i mają wolne do 1 kwietnia. Gdy zaczną nowy rok, mają kolejny egzamin z powtórki zeszłego roku xD


Przedmioty jakie występują w szkole podstawowej:
- kaligrafia,
- język japoński,
- matematyka,
- historia,
- etyka,
- etykieta,
- fizyka,
- biologia,
- chemia,
- gospodarstwo domowe,
- wychowanie fizyczne,
- muzyka,
- plastyka.

Podczas edukacji w szkole podstawowej uczniowie muszą opanować od ok. 1000 znaków kanji. Japończycy uczęszczający do podstawówki mają o wiele mniej lekcji oraz nie piszą egzaminów, nie muszą chodzić w mundurku. Coraz częściej wprowadzane są pomieszczenie z widokiem na korytarz szkolny. Ma to na celu zapobiec znęcaniu się starszych nad młodszymi, ponieważ zawsze są na widoku. Ilość lekcji dziennie- 4.

Szkoła średnia (niższego stopnia); tutaj dochodzi do listy przedmiotów język angielski + masa egzaminów. To właśnie wyniki z owej szkoły przesądzą o dalszej karierze Japończyków. Raz uzyskana ocena określa miejsce w rankingu, a nauka kanji kończy się dopiero w wieku 15 lat. Ilość lekcji dziennie 7.

Szkoła średnia (wyższego stopnia) tu dochodzą przedmioty takie jak administracja i prawo (czy na odwrót xD) oraz archeologia. Ilość lekcji dziennie 7.

W Japonii wyróżnia się 3 rodzaje szkół państwowe, publiczne oraz prywatne. Szkoła podstawowa oraz średnia nie jest płatna, no chyba, że jest prywatna. Szkoła średnia wyższego stopnia jest płatna oraz obowiązkowa dla osób, które chcą zacząć studiować.

Lekcje przeważnie rozpoczynają się od godziny 8.30. W poniedziałki poprzedza je poranny apel oraz obecność, zaś w inne dni tygodnia ogłoszenia ogólnoszkolne


Długość lekcji  w szkole podstawowej to 45 minut, w szkole średniej i na uniwersytecie 50 minut. Przerwy trwają około 10 minut i jedna dłuższa, obiadowa 45 minut.

Istotnym elementem, który przydałby się w polskich szkołach jest to, że w Japonii to uczniowie sprzątają korytarze, sale toalety! Tak moi Drodzy, nie ma tam sprzątaczek! Te zajęcia "charytatywne" mają na celu nauczyć młodych Japończyków szacunku, do wykonywanych zawodów.



Każda klasa ma przydzieloną salę, w której odbywają się lekcje z różnych przedmiotów, a liczebność przeciętnie to 30/45 osób. ;)

I jak wiadomo w szkole średniej obowiązują mundurki. Każda placówka ma ustalony krój, kolor i detale uniformu.


I jak kochani? Post się spodobał? Dajcie znać w komentarzach! <3


Tak, wiem, że jest wiele stron, które zawierają te same informacje odnośnie owego posta, ale nic więcej nie wiem. Jeśli poznam jakieś nowinki na owy temat, na pewno się z Wami nimi podzielę. Post rozłożyłam na dwie części. Druga będzie o wolnym czasie młodych Japończyków, który tak naprawdę wcale nie jest wolnym czasem. ;) Zdjęcia z  google grafika ;)













sobota, 8 sierpnia 2015

Szerszenie, tarantule, modliszki, szarańcze? Jednym słowem- JAPOŃSKIE WALKI OWADÓW!


Każdy z nas dobrze wie, że Japonia jest jednym z nielicznych krajów, który potrafi nas zaskoczyć, zadziwić, zaimponować (?). Pytanie tylko czy w sposób negatywny, czy też pozytywny? Nie patrzmy na Japończyków przez pryzmat różowych okularów, ponieważ każdy naród ma swoje wady, zalety i to "coś" czym potrafi nas przyciągnąć do siebie. Przejdźmy do rzeczy.


Nie oszukujmy się.. Japonia słynie z kontrowersyjnych, nietypowych, dziwnych, śmiesznych (...) reality show. Wiele europejskich i amerykańskich firm próbowało "skopiować" owe teleturnieje, jednak bez skutku i większego sukcesu. Jedynie japoński naród potrafi zrobić wielki szał i wywołać poziom szaleństwa wśród oglądających. 





Japońskie walki owadów to show polegający na wrzuceniu dwóch owadów do jednego terrarium oraz "zmusić" ich do walki między sobą. Zasady są proste albo wygrasz i przeżyjesz, albo przegrasz i zginiesz. 

Owa rozrywka posiada kilka etapów. Począwszy od pierwszego, który ma na celu wykluczenie najsłabszych osobników, kończąc na rundzie finałowej, gdzie spotykają się dwa "niszczyciele" i walczą między sobą. Japończycy tak się wkręcili w ową "dyscyplinę", że potrafią hodować owady na specjalnych "odżywkach" i sterydach (!) co wiąże się z przyrostem masy i osiągnięciem nienaturalnej wielkości! Przykładowo chrząszcz, którego wielkość wynosi max. 10 cm, potrafi osiągnąć aż 20 cm! Aby urozmaicić całe show pomysłodawcy oraz organizatorzy "walk" postanowili ściągnąć inne okazy z całego świata. Filipiny, Malezja, Australia, Afryka i tak można by wymieniać i wymieniać. 

Niemały szał walki wywołały u dzieci! Tak, dobrze widzicie. Jednym z ulubionych fighterów młodych Japończyków jest niejaki rohatyniec herkules, który przypomina im japońskiego wojownika.






 "Lubię je, ponieważ są silnymi wojownikami." - wypowiedź 9 letniego Handy, który sam bierze udział w owych potyczkach wraz ze swoim "ulubieńcem".


Powstały również specjalne hodowle i sklepy, które specjalnie przygotowują owady, a następnie sprzedają ją. Co śmieszne.... ceny potrafią się wahać, w przeliczeniu na złotówki, od 10 zł do ok. 20 tys. zł.. 
"Dzieci przychodzą do sklepu wraz z ojcami i proszą ich o zakup drogich chrząszczy." - powiedział Hokuto Narumiya, kierownik sklepu zajmującego się sprzedawaniem małych "terminatorów".

Jak również wiemy, że lato w Japonii wiąże się z wieloma festiwalami, tak i swój festiwal mają rohatyńce (chrząszcze). Odbywa się on w Takasaki. To jakieś 130 km drogi od Tokyo. Owa "uroczystość" nosi nazwę "Tydzień Żuka" i trwa ona aż 9 dni. W tym czasie hodowcy oraz specjalne sklepy zajmujące się sprzedażą terminatorów wypuszcza aż 900 owadów, by mogły swobodnie przechadzać po głównej ulicy miasta! Chrząszcze stały się również domowymi pupilkami. Możemy spotkać je w szkole, restauracji i w domu. W Takasaki walki są mniej drastyczne, ponieważ żuki walczą na specjalnej platformie, a zwycięzcą jest ten, który strąci z niej przeciwnika.

Jak dla mnie to dość nietypowy, kontrowersyjny temat, więc zacznę od mojej opinii. Nie jestem pozytywnie nastawiona do owych zawodów.., ponieważ jest to wykorzystywanie w nienaturalny sposób do walki małych istot, które w pewien sposób budują cały ekosystem. Wiadomo, zwierzęta walczą na śmierć i życie w swoim naturalny środowisku, ale to jest ich instynkt, coś co mają już we krwi. Walka o terytorium, pokarm, samicę czy też bycie alfą w stadzie. Osobiście jestem na NIE, takim teleturniejom.

Jakie jest Wasze zdanie na owy temat? Jestem bardzo ciekawa Waszego stosunku do owych "zawodów". Piszcie w komentarzach! ;)


Link do filmiku, na który walczą owady:


http://www.sadistic.pl/insects-vs-arachnids-vt125835.htm

Cytaty oraz ceny użyczyłam od angielskiego czasopisma "Metro".














Szablon wykonała Sasame Ka z Sayonara Namida